Meredith siedziała na trawie. Przed nią ustawiona była mała sztaluga. Wpatrywała się w ogródek za domem. Co chwila marząc na płótnie kolejne linie. Dookoła niej walały się pędzle, farby, szmatki. Wszystko co było potrzebne jej do szczęścia. W słuchawkach usłyszała znajomy głos lidera One Republic. Uwielbiała ten zespół, tak samo jak Imagine Dragons. Uniosła głowę i spojrzała na słońce. Delikatnie przypiekało ją w policzki. To dziwne biorąc pod uwagę, że dopiero co zaczęła się wiosna. Odłożyła na chwilę pędzel i położyła się na trawę, kierując twarz w stronę słońca. Zastanawiała się skąd wytrzasnąć pieniądze na bilet na koncert jej ulubionego zespołu. Za dwa miesiące One Republic daje koncert w Londynie. A jej tam nie będzie! Nie chciała iść z tym do ojca. Harował jak głupi, żeby zaspokoić zachcianki dwóch córek, nie chciała prosić go jeszcze o to. W pracy za dużo pieniędzy nie dostaje, a obrazów nikt nie chce kupować. Załamana i zrezygnowana, podniosła się z ziemi. Cały sprzęt zostawiła na podwórku, a sama poszła do domu. Weszła do salonu i ściągnęła słuchawki. To był błąd! Hip-hop-owa muzyka dudniła z głośników wprost na jej młodszą siostrę, która niczym nie wzruszona, tańczyła swój nowy układ, którego nauczyła się wczoraj w szkole tanecznej. Meredith szybko podbiegła do odtwarzacza i wyłączyła muzykę.
- Ej!! Co robisz?! - Elen oburzona patrzyła w stronę starszej siostry.
- Ogłuchniesz w końcu - odparła dziewczyna, próbując odzyskać słuch.
Dziewczynka mruknęła niezadowolona i ruszyła w stronę kuchni. Meredith ruszyła za nią.
- Chcesz coś jeść? - zapytała patrząc w stronę siostrzyczki siedzącej na blacie.
Elen w odpowiedzi kiwnęła głową. Meredith podeszła do lodówki i wyjęła masło, szynkę, ser i sok pomarańczowy. Podeszła do blatu, wyciągnęła chleb i nuż, po czym wzięła się za robienie kanapek. Elen wzięła talerz i zaczęła układać kanapki. Gdy kanapki były zrobione, obie usiadły przy stole i zaczęły jeść. Po chwili usłyszały otwierające się drzwi wejściowe.
- Wróciłem! - głos Matthew`a rozbrzmiał po całym domu. Ich ojciec miał bardzo donośny głos, dlatego, żadna z nich nie lubiła jak krzyczał.
- Jesteśmy w kuchni! - Elen odkrzyknęła ojcu.
Mężczyzna wszedł do kuchni. Podszedł do dziewczyn i ucałował je w czoło na powitanie. Podszedł do blatu i zrzucił z ramienia teczkę na szkice. Jako architekt nigdy się z nią nie rozstawał, nawet jeśli miał tam niedokończone rysunki. Zrzucił z ramion marynarkę i powiesił ją na krześle. Meredith przyglądała się ojcu. Był w białej koszuli, pod krawatem. Podwinięte rękawy. Rozczochrane włosy i kilku dniowy zarost. Musiała to przyznać. Jej ojciec jest piekielnie przystojny. Do tej pory nie mogła zrozumieć dlaczego ojciec nie znalazł sobie innej kobiety. Matka zostawiła ich gdy Elen była jeszcze malutka. Już dawno powinien sobie kogoś znaleźć.
- Tatko kiedy idziesz na jakąś randkę w końcu? - Meredith spojrzała wyczekująco na ojca.
- A daj ty mi dziewczyno święty spokój, dobrze? Po co mi jakaś larwa w domu? - mruknął do córki, spoglądając na listę rysunków, którą musi wykonać do końca miesiąca.
- Tylko nie larwa! - Elen poruszyła się na krześle i wymierzyła w Matta palcem.
Mężczyzna spojrzał na córki, przewrócił oczami i usiadł przy stole, odstawiając kalendarz.
- Dziewczyny wyjaśnijmy sobie jedno. Nie szukam, nie chcę i nie będę miał żadnej kobiety. - spojrzał na córki stanowczo. - Nie próbujcie mnie swatać, bo nic z tego nie wyjdzie. Nie będę w stanie zaufać, żadnej innej kobiecie. Przynajmniej na razie.
- A kiedy jak skończysz sześćdziesiąt lat? - Meredith mruknęła pod nosem niezadowolona. Ojciec powinien spojrzeć na całą sytuację z innej perspektywy. Jak musi się czuć Elen? Prawie całe życie nie miała matki. Ojciec powinien znaleźć jakąś kobietę, która pokazała by jej co to jest matczyna miłość.
Matt wstał od stołu i ruszył w kierunku salonu.
- Dajcie mi spokój - mruknął i wyszedł z kuchni.
- Znajdź se w końcu kobietę, żeby Ci skarpetki prała, bo ja od dzisiaj już tego robić nie będę! - Meredith przechyliła się na krześle i krzyknęła za ojcem. Nie doczekała się odpowiedzi. Spojrzała na siostrę i obie wybuchły śmiechem.
Wieczorem Meredith siedziała wraz z młodszą siostrą w salonie. Był piątkowy wieczór. Dziewczyna nie miała za dużo znajomych, a jej najlepsza przyjaciółka musiała siedzieć dziś na spotkaniu rodzinnym, w jakieś mieścinie 150 kilometrów od Londynu. Obie oglądały " Once upon a time " . Ojciec siedział w swoim gabinecie i pracował. Odkąd podpisał jakiś spory kontrakt widują się z nim tylko jak wychodzi do pracy i jak z niej wraca. Po powrocie z pracy od razu zaszywa się w gabinecie i przesiaduje w nim do późnej nocy. Po odejściu mamy całkowicie odsunął się od życia towarzyskiego. Stracił pełne zaufanie to wszystkich. Nie chciał znaleźć innej kobiety, bo prawdopodobnie bał się kolejnego zawodu. Meredith również nie chciała, aby ojciec cierpiał, ale jej zdaniem powinien znaleźć jakąś nawet koleżankę, która w trudnych sytuacjach wspierała go, albo czasami gdzieś go wyciągnęła. Z zamyśleń wyrwał ją odgłos otwieranych drzwi. Ojciec wyszedł z gabinetu, pewnie idzie do kuchni po jedzenie. Jednak ten podszedł do nich i usiał na fotelu. W rękach trzymał jakieś bilety.
- Dziewczynki słuchajcie. Wiem, że ostatnio rzadko kiedy się widujemy, nie rozmawiamy i w ogóle. - zrobił krótką pauzę. Meredith słyszała w jego głosie smutek i ból. Zrobiło się jej go szkoda. Ojciec starał się jak mógł, żeby zapewnić im odpowiedni byt, a ona go obwinia za to, że nie szuka sobie kobiety. Dziewczyna skarciła się w myślach za to, że była tak nie czuła w stosunku do ojca. Nawet jeśli nie powiedziała mu tego w twarz.
- Tatko, my wiemy. Masz dużo pracy. - Elen spojrzała na ojca. Dziewczynka również musiała usłyszeć ból w głosie ojca. Meredith wiedziała, że siostra mimo iż ma dopiero jedenaście lat, doskonale rozumie życie, jest zdecydowanie dojrzalsza jak na swój wiek. Elen podeszła do ojca i usiadła mu na kolanach. Ten pocałował córkę w czoło i mocno przytulił.
Meredith ścisnęło za serce. Bardzo kochała swojego ojca i siostrę. Oczy zaszły jej łzami. Szybko podeszła do nich, klękła przy fotelu i wtuliła się ojcu w pierś. On odwzajemnił jej uścisk. Po dłuższej chwili wszyscy poodklejali się od siebie, z wielkimi uśmiechami na twarzy. Tylko tyle było im potrzeba. Na razie.
- Mam tu coś dla was. A w szczególności dla Ciebie Meredith. - Matthew zaczął obracać w palcach bilety. - Chciał bym, żebyś w końcu gdzieś wyszła, coś porobiła razem z siostrą. Wiem, że Elen nie ma żadnego ulubionego zespołu, a przynajmniej nie jakiegoś co miałby koncert w najbliższym czasie. Dlatego kupiłem Ci bilety VIP-owskie, z wejściem za kulisy i spotkaniem z członkami zespołu One Direction.
Meredith spojrzała na ojca. Wytrzeszczyła oczy i otworzyła buzię.
- Wiem, że to żadna rekompensata za to, że nie poświęcam wam czasu, ale przynajmniej tak na chwilę się wyrwiecie z domu. Tu dla ciebie, a tu dla ciebie - Matt porozdawał córkom bilety.
Meredith patrzyła na VIP-owski bilet i ściskała go w rękach. Podniosła wzrok na Elen. Dziewczynka zagryzała wargi, żeby nie zacząć się śmiać, oczy zaszły jej łzami. Dziewczyna spojrzała na ojca, nie mogła powiedzieć ani słowa. W ramach podziękowania mocno go przytuliła.
- Dobra dziewczynki ja idę. Muszę dokończyć jeszcze dwa rysunki do końca tygodnia. - powiedziawszy to ruszył w stronę swojego gabinetu i po chwili zamknął za sobą drzwi.
W tym samym momencie Elen upadła na ziemie i z przerażającym śmiechem zaczęła się po niej tarzać. Meredith wciąż wpatrywała się w bilet. One Direction. One Direction. One Direction! Jakim cudem ojciec mógł się tak pomylić! Ona nawet nie zna piosenek tego zespołu! To miało być One Republic a nie One Direction! Dziewczyna spojrzała na siostrę. Mała zwijała się na podłodze ze śmiechu, buzię miała zalaną łzami, ściskała się mocno za brzuch.
- Nie śmiej się tak bo ty też tam idziesz - warknęła dziewczyna do młodszej siostrzyczki.
Odpowiedz usłyszała dopiero po kilku minutach. gdy dziewczynka się uspokoiła usiadła na podłodze.
- Ale ja mam powód, żeby tam iść - mruknęła zadowolona.
- Jaki? - zaciekawiona spojrzała na siostrę.
- A taki, że puste laleczki z mojej klasy szaleją za tymi gostkami. Pójdę tam, pozbieram autografy i posprzedaję.
Meredith spojrzała na siostrę. Nie możliwe, że pomogła wychować ojcu, takiego przebiegłego człowieka.
- Jest jeden plus. One Direction ma koncert dwa tygodnie wcześniej niż One Republic. Jeśli tylko zdobędę kasę na bilet, może dam radę być na dwóch.
- To sprzedaj ten bilet. Na pewno jakaś szurnięta fanka zechce go kupić. - Elen wstała i ruszyła w stronę kuchni. Od śmiechu zaschło jej w gardle. Meredith ruszyła za siostrą.
- Nie mogę, musimy iść na ten koncert i strzelić przynajmniej jedną fotkę, z jakimś z tych kolesi. Jak tatko się dowie, że pomylił zespoły będzie wściekły na siebie. Nie możemy mu pokazać jak straszliwy błąd popełnił. - Meredith wzięła szklankę soku, którą podała jej siostra i upiła łyk. - Zresztą, zawsze może się okazać, że zespół nie jest wcale taki zły.
- Uwierz mi, jest! - Elen mruknęła do siostry i odłożyła szklankę. - Poza tym ja tam idę tylko z jednym celem. Zdobyć autografy i je sprzedać.
Meredith odprowadziła siostrę wzrokiem, gdy ta wychodziła z kuchni. stała jeszcze chwilę w kuchni oparta o blat i rozmyślała. Trudno, tatko chciał dobrze. Poza tym ma teraz dużo na głowie, miał prawo pomylić nazwy zespołów. Zobaczy się. Może będzie nawet ciekawie.
Meredith odstawiła szklankę i ruszyła za siostrą do salonu na ich wspólny maraton filmowy.